Muszę przyznać, że dałam się zwieść.
Patrząc za okno wydawało mi się, że wiosna jest już tuż, tuż.
I mogłabym przysiąc, że czuć ją było w powietrzu.
W każdym razie ja poczułam i całą sobotę
nosiła mnie potrzeba zmiany.
Wygoniłam z kątów pająki ;) poprzestawiałam trochę graty.
Drobna zmiana dekoracji, dająca
powiew nowego, trochę mnie uspokoiła.
Wieczorkiem usiadłam do maszyny, po dłuższej przerwie.
Powiem szczerze,
już martwiłam się, że wena mnie opuściła czy coś.
Ale może jednak nie, bo pomysłów mam mnóstwo
tylko czasu na ich realizację brak.
Uszyłam takie skrzydlate maleństwo,
trochę już kwiatowe, ale jednak w stonowanej kolorystyce.
Czyżbym coś przeczuwała,
że z tą wiosną to jednak nie będzie tak hop siup?
Rano za oknem powitał mnie widok
jakiego w tym roku jeszcze nie dane mi było oglądać.
A jednak... przyszła zima.
Ogród prezentuje się tak.
Nawet moja psinka
była szczerze zadziwiona, gdy wybiegła z domu.
Ale przecież my się zimy nie boimy.
Niedzielny spacer był super.
I gdyby choć na chwilkę wyjrzało słonko,
zdjęcia byłyby bajkowe.
Wygląda na to, że na wiosnę przyjdzie jednak poczekać :)